Wiadomości
Przebiegł pięćset kilometrów Głównym Szlakiem Beskidzkim
Wielki miłośnik gór i sportu, dla którego słowo “trudniej” znaczy równocześnie “ciekawiej”. Łukasz Flak, mieszkaniec naszej gminy zdobył Główny Szlak Beskidzki - w dziesięć dni przebiegł trzy województwa, sześć pasm górskich, pokonując łącznie ponad pięćset kilometrów.
Sezon biegowy w tym roku jest nieco ograniczony. Większość zawodów zostało odwołanych z powodu pandemii. Czy właśnie COVID-19 był przyczyną Twojej wyprawy, czy pomysł zrodził się już wcześniej?
Pomysł na wyprawę zrodził się dużo wcześniej, ale cały czas był odkładany na później. W tym roku z powodu COVID-19 odwołano wszystkie biegi, które miałem w planach i wtedy zrodziła się myśl, że może to dobry moment na to, żeby w końcu zrealizować ten odkładany wcześniej projekt.
Startujesz w górach na różnych dystansach, w biegach różnego typu. Czy do swojej wyprawy musiałeś się odpowiednio przygotować?
Biegam w górach już od paru lat, ukończyłem ponad 20 górskich ultramaratonów w Polsce i Europie, także pewne doświadczenie już mam. Przygotowania fizyczne do wyprawy na Główny Szlak Beskidzki były właściwie kontynuacją treningów do wcześniejszych biegów, które miałem zaplanowane na kwiecień, pojawiły się tylko małe modyfikacje typowo pod bieganie w górach. Do samej wyprawy musiałem też przystosować i odpowiednio dobrać sprzęt tak, aby nie brać ze sobą zbyt dużo rzeczy, które mogłyby się okazać zbędne, a przecież trzeba je cały czas nieść w plecaku, który nieco waży.
Jak to jest z treningami – wymyślasz je sam, czy czerpiesz jakieś inspiracje?
Od 3 lat korzystam z pomocy trenera, który układa spersonalizowany, tygodniowy plan treningowy. Z mojej strony pozostaje wybór miejsca, gdzie dany trening da się przeprowadzić, no i oczywiście zrealizować to, co zaplanował trener. Trasy moich treningów to zwykle Rogoźnik i jego okolice. Zdarza się, że widząc w aplikacjach treningowych nowe, ciekawe miejsca u innych biegaczy, muszę je osobiście przetestować.
Zaplanowałeś swoją tegoroczną wyprawę. Ułożyłeś trasę. Przygotowałeś się. Nastał dzień wyprawy. Opowiedz o tym.
Przygotowania do wyprawy zacząłem jak tylko dowiedziałem się o odwołaniu biegów, czyli w okolicach marca. Od tego momentu planowałem jak podzielić 500 km trasę Głównego Szlaku Beskidzkiego na odpowiednie odcinki tak, aby całość zajęła maksymalnie 10 dni. Z perspektywy czasu stwierdzam, że udało mi się to zrobić idealnie. Trasę podzieliłem na 10 odcinków, z których najkrótszy miał 44 km, a najdłuższy 59 km. Długość odcinków była uzależniona od możliwości znalezienia noclegów. Trasę rozpocząłem w Wołosatem w Bieszczadach, a zakończyłem w Ustroniu w Beskidzie Śląskim. Taki kierunek trasy wybrałem ze względów logistycznych, gdyż łatwiej było spotkać się na mecie z rodziną w Ustroniu.
Nadeszła chwila, kiedy to stanąłeś na trasie i należało rozpocząć swoją przygodę. Pamiętasz swoje myśli ?
Pamiętam, że strasznie się cieszyłem i byłem mocno podekscytowany czekającym mnie wyzwaniem. Z mojej twarzy nie znikał uśmiech, gdyż na starcie w Wołosatem świeciło piękne słońce i widoki Bieszczad były fantastyczne. Pierwszego dnia byłem tak mocno napełniony pozytywną energię, że mimo, iż parę godzin później na Połoninie Caryńskiej zastała mnie ulwa z gradobiciem, nie zmąciło to mojego dobrego nastawienia do dalszej części wyprawy.
Czego obawiałeś się najbardziej ?
Chyba najbardziej obawiałem się pogody. Bałem się, że przez całe 10 dni będzie padać deszcz i będzie zimno. Na szczęście natrafiłem na okno pogodowe, a deszcz padał tylko pierwszego i ostatniego dnia. W pozostałe dni pogoda była łaskawa, trochę świeciło słońce, a w przeważającej większości dni były pochmurne, zatem idealne do biegania. Za to w drugim dniu wyprawy zaskoczyła mnie niemiła niespodzianka. Na szczycie Chryszczatej, jeszcze w Bieszczadach zauważyłem, że na butach pojawiły się rozdarcia. Jedynym ratunkiem było użycie mocnej taśmy klejącej, którą udało się kupić w Komańczy. Niestety następnego dnia okazało się, że taśma na nie wiele się zdała, gdyż rozdarcia się powiększyły i stało się jasne, że posiadana przeze mnie jedyna para butów nie ma szans dotrzeć na metę do Ustronia. Ale jak zdobyć nową parę pośrodku niczego. Na szczęście z pomocą przyszła grupa biegowych przyjaciół – mój zdalny support, z różnymi rozwiązaniami. Najlepsze zaproponował mieszkający w okolicy Tarnowa kolega Jacek, który przywiózł mi do Wołowca nowiusieńką parę obuwia biegowego, w której dotarłem do celu wyprawy.
Czy na trasie spotykałeś innych górskich podróżników?
Spodziewałem się, że przez pandemię COVID-19 na Głównym Szlaku Beskidzkim może być sporo osób, którym, tak jak mnie, odwołano zaplanowane biegi. Nie pomyliłem się, rzeczywiście wiele osób przemierza GSB, ale głównie turystycznie, z dużymi plecakami i wyprawami trwającymi o wiele dłużej niż moja. W trakcie całej tej przygody spotkałem tylko jednego biegacza, który pokonywał GSB, ale w przeciwną stronę. Jak to w górach, ludzie na szlaku są bardzo mili i uprzejmi i z wieloma osobami ciekawie można było porozmawiać i wspólnie podziwiać widoki.
Jaka chwila najbardziej zapadła Ci w pamięć ?
Jedną z niezapomnianych chwil był dzień, w którym po raz pierwszy w życiu zdobyłem najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego, czyli piękną i majestatyczną Babią Górę. Wyjątkowość tego miejsca potęgowały dodatkowo emocje związane z obchodzonymi w tym dniu 40 urodzinami. Siedząc na szczycie Diablaka naszła mnie chwila zadumy. Stwierdziłem, że moje dotychczasowe życie jest całkiem ciekawe i życzył bym sobie aby w przyszłości było podobnie.
Czy bieganie w górach, według Ciebie, jest dla każdego?
Oczywiście, że jest dla każdego, pod warunkiem odpowiedniego przygotowania. Mam na myśli zarówno przygotowanie fizyczne, jak i sprzętowe. W górach biega się inaczej, niż na asfalcie zatem dobrze jest wcześniej trenować w. terenie urozmaiconym, o nierównym podłożu, aby sprawdzić swoje możliwości na podbiegach i zbiegach. W Rogoźniku na szczęście mamy idealne miejsce do takiego biegania – Górę Buczynę. To właśnie na niej od kiedy zacząłem przygodę z biegami górskimi szlifuję swoją formę i technikę. Co do sprzętu, to wybierając się w góry trzeba dobrać odpowiednie buty, które sprawdzą się zarówno w terenie błotnistym, jak i mocno kamienistym. Kiedy bieganie w górach wciągnie już na tyle, że nie wyobrażamy sobie bez niego życia, zapewne do listy sprzętu należy dopisać kilka specjalistycznych rzeczy, jak np. plecak biegowy, dobre ubrania przeciwdeszczowe, kije itp.
Część osób bieganiu zarzuca nudę, jak Ty się do tego możesz odnieść?
Kiedy zaczynałem swoją przygodę z bieganiem, też wydawało mi się, że to strasznie nudne biec kilkanaście kilometrów właściwie donikąd. Jest jednak kilka rzeczy, które umilają ten czas Przykładowo słuchanie muzyki czy audiobooków. Jednak najprzyjemniejsze jest po prostu bieganie ze znajomymi. Wówczas w miłej atmosferze kilometry pokonują się właściwie same.
Jaki plan na przyszły rok. Układasz już trasę kolejnego wyzwania ?
Ze względu na COVID-19 i przeniesienie 2 biegów z obecnego w roku na rok 2021, niejako „wiosnę biegową” mam już zaplanowaną. Jeżeli wszystko potoczy się po mojej myśli, wystartuję w półmaratonie Marzanny w Krakowie i Maratonie w Gdańsku, do którego mocno się przygotowywałem w tym roku. Reszta pomysłów na kolejne starty pojawi się pewnie dopiero po zakończeniu obecnego sezonu biegowego. Jeżeli świat biegów wróci do czasów sprzed pandemii, na pewno znajdzie się parę biegów górskich, w których będę chciał wystartować, a jeżeli dalej będzie z tym ciężko, to może pojawi się pomysł pokonania kolejnego długodystansowego szlaku w Polsce np. drugiego najdłuższego w Polskich górach, czyli Głównego Szlaku Sudeckiego. (ps)
data: 2020-07-01